tag:blogger.com,1999:blog-51964565049970549502024-02-20T00:32:43.703-08:00Kosmiczna odyseja...czyli opowieści nie z tej Ziemi o Wielkiej, Większej i Największej.Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.comBlogger14125tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-9291703970056117122017-05-24T07:03:00.001-07:002017-05-24T07:03:12.381-07:00Pan Bóg wie, że dłubię w nosiePoniedziałek<br /><br />- Dziewczynki, mam dla was mapę Europy do powieszenia na ścianie. Zobaczcie, o taką.<br />- O, super!<br />- Świetnie! Ale fajnie!<br />- Mamo, a czy mogłabyś kupić nam jeszcze mapę Iranu?<br />- Y?<br />- I Australii.<br /><br /><br />Wtorek<br /><br />Owszem, są minusy zabrania trójki dzieci na bilans dwulatka. Trzy razy częściej trzeba powtarzać "zostaw, nie ruszaj, odłóż". Rośnie też prawdopodobieństwo, że ktoś się posika, a ktoś inny przewróci szafkę z zabawkami.<br />Ale są i plusy.<br />Plus pierwszy, dwulatka chętniej da sobie zmierzyć ciśnienie i osłuchać serce, gdy aparaturę obsłuży, do spółki z lekarzem, pięcioletnia siostra.<br />Plus drugi, Największa może już śmiało wpisywać w CV praktykę pediatryczną.<br /><br /><br />Środa<br /><br />Największa: Ja już nie wiem, jak to było z tym stworzeniem świata i człowieka. Bo w Biblii w radiu mówią inaczej, a w bajce w telewizorze inaczej. To ja już nie wiem, jak to było...<br /><br /><br />Czwartek<div>
<br /><div>
- Razem jesteśmy silne jak dwunastoletnie dziecko.<br />- Czemu dwunastoletnie, skoro macie razem 11 lat? Pięć plus cztery plus dwa.<br />- Nie. Ja mam przecież pięć i pół, a Większa ma cztery i pół. A pół i pół to jeden, więc razem mamy dwanaście lat!<br /><br /><br />Piątek</div>
<div>
<br />Większa: Pan Bóg wie, że dłubię w nosie.<br />Największa: Tak, ale nie wie, kiedy z tym skończysz, bo dał ci wolną wolę i ty sama możesz zadecydować, kiedy przestaniesz dłubać w nosie.</div>
</div>
<div>
W napięciu czekamy na decyzję.</div>
Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-62143018698737927922017-05-15T14:19:00.000-07:002017-05-15T14:19:16.329-07:00Kosmiczna KataloniaDzień pierwszy<br /><br />Plaża.<div>
Największa zgubiła łopatkę. Ja znalazłam 20 muszelek. Bilans wyszedł na plus.<br />Basen.</div>
<div>
Największa wskoczyła w głębiny i zmieniła się w syrenkę.<br />Większa została królową jacuzzi. Zjednała sobie tuzin hiszpańskich dzieci. Panny na wydaniu pokazywały ją, w zachwycie, swoim chłopakom. Peruwiańska staruszka wyciągała ją z wodnej kipieli. Najbardziej ponura z basenowiczek uczyła ją grać w grę na swoim telefonie.<br />Wielka została śpiącą królewną jacuzzi.<br /><br /><br />Dzień drugi<br /><br />Wszystkim mówią "¡Hola!", a niektórym także "¡Gracias!" lub "Thank you".<br />Z restauracji wyniosły muszle po małżach i ostrygach - te pierwsze z paelli, te drugie od kelnera, którego żona była latem w Krakowie.<br /><br /><br />Dzień trzeci<br /></div>
<div>
Monteserrat<br />Dla nas - świetna restauracja.<br />Dla nich - plac zabaw pośród gór.<br />Spektakularne widoki.<br /><br />- Co wam się dziś najbardziej podobało?<br />- Sala zabaw w hotelu.<br /><br />Wieczorem<br />Wielka została śpiącą królewną stołówki, zasypiając na siedząco w 3/4 kawałka pizzy.<br /><br /><br />Dzień czwarty<br /><br />Zjadłam 20 rybek z ogonami i głowami. To moje pierwsze 20 ogonów i głów w życiu. Były strasznie pyszne.<br /><br />Muzłumańska rodzina, która okupowała sąsiedni symulator jazdy wyścigówką, miała taką samą spacerówkę dla córki, jak my. Poza tym tata miał bluzkę Huggo Bossa, córeczka szare jeansy, a mama torebkę na złotym pasku i ładny uśmiech, gdy podawała Większej upuszczoną opaskę do włosów. To daje w sumie minus pięć do ortodoksyjności.<br /><br /><br />Dzień piąty<br /><br />Barcelona po raz pierwszy<br />Paella po raz drugi<br />Znów wyniosłam z restauracji worek muszelek.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
W internetach pisali, że mało gdzie są zniżki dla dzieci, bo dziecko przecież też turysta.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tymczasem:<br />- Wielka i Większa bez żadnej opłaty pojechały pociągiem,<br />- oceanarium, wbrew informacjom na swojej stronie, też wpuściło je obie za piękny uśmiech,</div>
<div>
- a teleferikiem nad portem przejechały się za darmo wszystkie trzy.<br /><br /><br />Dzień szósty<br /><br />Nareszcie! Słońce, plaża, basen, miska małży, worek muszelek.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Odczuwalna 26 stopni Celcjusza. Anglicy (oraz Większa i Największa) wskakują do basenów. Hiszpanie niespiesznie rozsuwają puchowe kurtki.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wieczorem tańce towarzyskie w telewizorze.</div>
<div>
- Mamo, czy oni tańczą tango?</div>
<div>
- Mamo, jak dorosnę, kupię sobie taką sukienkę!<br />Też tak mówiłam 30 lat temu.<br /><br /></div>
<div>
Dzień siódmy<br /><br />Gdybym dostawała jeden euro za każde "¡Que bonita!" i "¡Que guapa!" pod adresem Wielkiej, w tydzień stałabym się milionerką.<br /><br />(Tydzień później znów byłabym pucybutem, bo Większa i Największa roztrwoniłyby majątek na: lody, spineczki z kwiatkami, tatuaże-naklejki, karuzele z konikami, symulatory wyścigówek, ciuchcie do aquaparku, koła ratunkowe w kształcie łabędzia, pierzaste koguciki i baloniki na druciku).<br /><br /><br />Dzień ósmy<br /><br />I proszę, na katalońskiej mszy towarzystwo potrafi spokojnie wysiedzieć do końca!<br />Tymczasem Większa i Największa zaczynają czytać po hiszpańsku - napisy w pociągu, plakaty, mapy i szyldy.<br /><br /><br />Dzień dziewiąty<br /><br />Barcelona po raz drugi.<br />Wielką oczarował sufit w Sagrada Familia.<br />Większą i Największą liściaste drzwi do bazyliki, tunele pod Szpitalem Św. Krzyża i Św. Pawła i drzewka pomarańczowe na dziedzińcu. Oraz ciasto "bomba de chcolate" i empanadas z czekoladą.<br /><br /><br />Dzień dziesiąty<br /><br />Rodzin wielodzietnych jest tu od zatrzęsienia. Sądząc po kolorystyce strojów, tak podobnej do naszej, dzieci ubierają się same. Są też znajomo umorusane i potargane. Kubek w kubek taż sama, poczciwa nasza patologia. I toż samo zmęczenie na twarzach matek i przygarbienie pleców. Tylko kolor skóry i wyznanie nas różni.<br /><br /><br />Dzień jedenasty<br /><br />Barcelona po raz trzeci<br /><br />- A to są mury Katedry Barcelońskiej.<br />- Mamo, wyglądają jak mury Jerycha!<br /><br />- Co wam się najbardziej podobało? Dzielnica gotycka, te wielkie kościoły, zoo, mamut, fontanny i bańki mydlane w parku la Ciutadella, a może Łuk Tryumfalny?<br />- Lody.<br /><br />- To dobrze, że mamy toalety w hotelu. Inaczej musiałabym zrobić siusiu do miski, a ty wylałabyś te siusie przez okno, tak jak dawniej w tej starej dzielnicy...<br /><br /><br />Dzień dwunasty<br /><br />Wielka nabiera międzynarodowej ogłady.<br />- ¡Hola! - woła na powitanie.<br />- Ba(j) ba(j) - żegna się.<br />- Pepapa - przeprasza.<br /><br />Tata: Zostały nam dwa dni wakacji, może uda nam się dwa razy iść na basen.<br />Większa: Ja chciałabym popływać w jakuzzi.<br />T: A czemu tak bardzo lubisz pływać w jakuzzi?<br />W: Bo tato. Ja... bardzo... lubię... jakuzzi... boooo... lubię okrągłe rzeczy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dzień trzynasty</div>
<div>
Wielka odbyła pierwszą ośmiogodzinną pieszą wycieczkę. Zdobyła też pierwszą górę - ogród botaniczny Marimurtra. Znaczy się, za rok ruszamy w Himalaje!</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Powrót</div>
<div>
<br /></div>
<div>
W hotelu czułam się jak w domu. W domu czuję się jak w hotelu.</div>
<div>
Największa (z naburmuszeniem 200%): Nie wiem, po co my w ogóle wracaliśmy z tych wakacji...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dzień po powrocie</div>
<div>
Największa (z naburmuszeniem 500%): Nie wiem, po co my w ogóle mieszkamy w tej Polsce.</div>
<div>
Podsunęłam jej kilka racjonalnych argumentów, ale nie przekonałam nawet samej siebie.</div>
Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-38477538352841126442017-02-27T15:26:00.002-08:002017-02-27T15:26:34.732-08:00Roczniki gwiazdoweTu, za horyzontem zdarzeń, tyle się dzieje, że nie sposób objąć tego i w słowa przeklikać.<br />
<br />
Nie nauczyłam Większej czytać. Bardzo chciałam! Planowałam przygotowanie materiałów, obmyślałam, jak i kiedy wcisnąć tę naukę w ramowy program dnia. Tymczasem w połowie stycznia okazało się, że Większa już się czytać nauczyła. Wieczorami Największa poduczyła ją jeszcze samogłosek nosowych i już - czytanie odhaczone.<br />
<br />
Owszem, trenujemy jeszcze dwuznaki. Owszem, zamienia jeszcze czasem sylaby otwarte w zamknięte lub odwrotnie, ale czyta, samodzielnie czyta.<br />
<br />
A mi pozostał zapał. Bo jak to, miałam uczyć dziecko czytania? Miałam. Nastawiłam się, w cierpliwość uzbroiłam i w ogóle. Z braku laku zaczęłam więc uczyć Wielką.<br />
<br />
Największa nauczyła się czytać w okolicy piątych urodzin (teraz nie tylko czyta sobie, płynnie, z intonacją i odpowiednim głosu zabarwieniem, ale na dodatek proponuje siostrom, że im poczyta. I to wszystko jak leci, poezję, prozę i etykiety na produktach spożywczych w Biedronce).<br />
Większa ruszyła z czytaniem dwa tygodnie po czwartych urodzinach. Doszłam więc do wniosku, że nie ma czegoś takiego, jak zbyt wczesna nauka czytania. Dziecko chce? Chce. To startujemy.<br />
<br />
Wielka uwielbia samogłoski. Gdy starsze siostry zasiadają na kanapie z książkami, sama przynosi pierwszy zeszyt z serii "Kocham czytać" i prosi o wspólne czytanie. Jest wzorową uczennicą! Uważnie słucha, dokładnie powtarza, obserwuje ułożenie moich ust i obrazki w zeszycie. Wygląda na to, że szybciej zacznie czytać niż mówić.<br />
<br />
Tymczasem jesteśmy po całym miesiącu chorowania na paskudnego rota (to jeszcze w grudniu), Świętach o chlebie, wodzie i kleiku, chrzcinach (to Wielka), operacji oczu (to ja), dwóch dobach na OIOM-ie (to mąż), diagnozie SI (to Największa), trzech szczepieniach i bilansie czterolatka, USG brzuszka Większej, ustaleniu terminu operacji oczu Największej i konsultacjach w poradni Psych-Ped do nauczania domowego.<br />
<br />
Wdrażamy nową dietę niskotłuszczowo-cukrzycowo-śródziemnomorską, żebym nie została zbyt szybko wdową.<br />
Wdrażamy nową terapię logopedyczną (fenomenalną, działa cuda!).<br />
Wdrażamy terapię zaburzeń SI.<br />
Latamy na gimnastykę korekcyjną z Większą i Największą.<br />
Ogarniamy wszystkie zaległe wizyty lekarskie. Zawsze mamy ich mnóstwo, bo zawsze jest ich mnóstwo.<br />
Nocami piekę chleb i czytam "Spektrum" oraz poradniki SI i Self-Reg.<br />
Codziennie, lub prawie, ćwiczymy stopy, kolana, napięcie brzucha i pleców, motorykę małą i dużą, gimnastykę buzi i języka, czytanie i oczy.<br />
<br />
Olałam zadania od ortodontki, bo nie zmieściły się w grafiku. I pomyśleć, że w sumie to mam zdrowe dzieci.<br />
<br />
W chwilach tzw. wolnych (jak dla kogo) Największa ciśnie matematykę, Większa robi kolaże z kotami, a Wielka tańczy, nucąc "Zielony mosteczek" lub "Poszła Karolinka do Gogolina".<br />
<br />
- Mamo, a czy czarna dziura może wciągnąć inną czarną dziurę?<br />
- Czy czarne dziury zawsze wirują?<br />
- Czy możemy uczyć się angielskiego? Bardzo byśmy chciały. Angielski to będzie pierwszy język, którego się nauczę. Potem chyba hiszpański, bo już go trochę umiem, a na końcu niemiecki.<br />
- A wiesz, 4 razy 6 to 24.<br />
<br />
Wyrugowałyśmy z programu dnia bajki, zastępując je sporadycznie oglądanym filmem przyrodniczym, podróżniczym lub popularnonaukowym. I zrobiło się strasznie.<br />
<br />
- Zobacz, żubr!<br />
- Nie, no coś ty! To bawół! Przecież żubry zupełnie inaczej wyglądają...<br />
- Większa, słuchaj, ty będziesz dzikim koniem, a ja i Wielka watahą wilków i będziemy cię gonić, dobra?<br />
<br />
A rano budzą mnie trwożne nawoływania:<br />
- Większa, chodź szybko! Mam poważna kłopotę! Wielka zrobiła siku na talerz!<br />
Oby wszystkie nasze poważne kłopoty były tego rzędu!<br />
<br />
<br />Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-15667392026729380422017-01-03T14:12:00.001-08:002017-01-03T15:25:56.440-08:00Pięć minusów nauki wczesnego czytania, o których nie przeczytasz w poradnikach logopedycznychLawinowo wzrasta ilość trudnych pytań. "Mamo, a co to znaczy poeci wyklęci?" Albo. "Uran to ostatnia planeta, która możemy oglądać bez teleskopu, prawda, mamo?"<br />
<br />
Dziecko zaczyna grozić. "Jak będę miała 6 lat, to będę już czytać wszystkie twoje książki".<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Głuchnie na wszelkie nawoływania, bo bez przerwy siedzi z nosem w lekturze.</div>
<div>
<br />
Wieczorny rytuał pójścia spać przeciąga się do plus nieskończoność... "Jeszcze tylko przeczytam sobie "Chodzi mucha po globusie". Czterdzieści stron później: "A mogę jeszcze jedną książkę przeczytać?"</div>
<div>
<br />
Skoro czyta, to i pisze, na przykład donosy na siostrę, które znajdujesz rano na stole w kuchni. "MAMO WIĘKSZA MNIE UGRYZŁA ALE JUŻ PRZEPROSIŁA"</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Z czytającą pięciolatką nie ma lekko. Choć z drugiej strony...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zabawi wierszykami Wielką. Pouczy sylab Większą. Sama przeczyta sobie polecenia z elementarza matematycznego. Przygotuje listę zakupów. Odczyta informacje z tablicy ogłoszeniowej, gdy matki oczy już nie te. Przy okazji tego wszystkiego podniesie sobie samoocenę. No i nie jęczy "Poczytaj mi, mamo..." trzysta razy dziennie.<br />
<br />
Czyli jak zawsze. Są plusy dodatnie i plusy ujemne. A teraz trza zakasać rękawy i brać się za naukę czytania Większej.</div>
Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-91667755017121228762016-12-08T05:59:00.000-08:002016-12-08T05:59:20.736-08:00Home sweet homeJak bum cyk cyk, próbowaliśmy.<br /><br />Próbowaliśmy wpleść się jakoś w te wszystkie normy państwowej placówki edukacyjnej.<br /><br />Wzorowo wysiadywałam wywiadówki, malowałam kartki na święta, nigdy nie zalegałam z wyprawkowymi chustkami nawilżanymi, nie przyprowadzałam dzieci z katarem i odbierałam je o ustalonych porach. Stawiałam się na wszystkich apelach i rozkręcałam, w przebraniu wróżki, bal karnawałowy.<br /><br />Dziewczynki też robiły, co mogły. Leżały plackiem na każdym leżakowaniu, choć nigdy na nim nie zasnęły. Odkapywały wodę po umyciu rąk. Największa pozwalała smarować sobie paznokcie gorzkim żelem, Większa pokornie przyjmowała łajanie, gdy zdarzyła jej się toaletowa wpadka. Siadały, gdzie usadzono, stawały, gdzie ustawiono, śpiewały i tańczyły, klaskaniem mając obrzękłe prawice.<br /><br />Placówka, nie powiem, trzymała poziom. Nie podawano mortadeli na śniadania. Nie nagradzano sprzątania zabawek słodyczami. Nikt nie miał wszawicy. Przy posiłkach darto się na dzieci w granicach przedszkolnej normy. Panie niepytane nie narzekały (niestety ja lubiłam pytać). A gdy pojawiły się problemy z agresją jednego z podopiecznych, problemy naprawdę poważne, już po dwóch miesiącach nabierania wody w usta zwołano nadzwyczajne zebranie...<br /><br />(Na którym dyrekcja m.in. uprzejmie przekonywała, jak to niebywale dobrze, że dzieci zaczęły przeklinać w wieku trzech lat, póki autorytetem rodzica i wspólnymi rozmowami można ten problem rozwiązać, bo gdyby rynsztokowe słownictwo pojawiło się dziesięć lat później, oj, to już ręka, noga, mózg na ścianie).<br /><br />Więc niby było dobrze. Dzieci zdobywały umiejętności nieocenione w dorosłym życiu, jak choćby doklejane się plecami do ściany publicznej łazienki w oczekiwaniu na swoją kolej. Albo ustawianie kubka z piciem w centralnym miejscu nad talerzykiem, z powodu, że pani tak każe. Obchodziły także ważne święta: Dzień Pluszowego Misia, Urodziny Marchewki...<br /><br />I już wszystko było zaplanowane, że we wrześniu kroimy Największej migdałki, a miesiąc później dzieci wracają na placówki łono, gdy na dwa dni przed operacją zagadnęłam męża:<br />- Słuchaj, od roku mam wątpliwości... Może już wystarczy?<br />- No, ja je mam od pierwszego dnia - odparł mój dobry mąż.<br />- Jak to? Czemu nic nie mówiłeś?<br />- Widziałem, jak się cieszysz, że będziesz miała trochę więcej czasu, gdy dziewczynki będą w przedszkolu...<br />- Czyli co? Wpisujemy dzieci z przedszkola.<br />- Yep.<br /><br />I stała się jasność.Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-11433711144201620072016-11-22T06:02:00.000-08:002016-11-22T06:02:09.587-08:00Słoneczna burza (mózgów)Wielka zaiwaniła Największej naklejki z ramy łóżka.<br />
- O, nie! Zginął Mars! Jak ja teraz na niego polecę? - pomstowała pokrzywdzona.<br />
Na szczęście znalazłyśmy go za łóżkiem Większej. Leżał sobie spokojnie obok Neptuna i Urana. Największa przykleiła planety na łóżko, chwilę dłużej przyglądając się dwóm ostatnim.<br />
- Może kiedyś na nie też polecę, ale dopiero, jeśli zrobi się tam trochę cieplej... - westchnęła z rozmarzeniem.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Większa biegała po domu. Na głowie miała koronę, na plecach skrzydła motyla. W ręku czerwony flet. Do tego sukienka w misie pandy.<br />
- Mamo - zagaiła, przelatując obok mnie - jestem teraz wróżką. Zobacz, to moja różdżka - wskazała flet. - Uratuję nim planety, żeby wielka dziura ich nie wciągnęła.<br />
Kosmosie, bądź spokojny. Większa czuwa.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Mamo, a jak sądzisz, gdzie we wszechświecie jest fajniej, niż na naszej planecie?<br />
- Nie wiem. Nigdy nie byłam nigdzie poza Ziemią.<br />
- No co ty? Nigdy nie byłaś w kosmosie???<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Wiesz, mamo, naukowcy mówią, że Pluton jest planetoidą, a nie planetą, ale ja sądzę, że oni jeszcze do końca tego nie wiedzą tak na pewno...Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-60689191407814982822016-11-15T06:12:00.001-08:002016-11-15T06:12:55.831-08:00Panta rheiNie mam czasu na przeszłość.<br />
<br />
Zachorowaliśmy.<br />
Wyzdrowieliśmy.<br />
Wycięliśmy Największej migdałki.<br />
Doszliśmy po tym do siebie.<br />
I zaplanowaliśmy jej dwie kolejne operacje.<br />
Wypisaliśmy dzieci z przedszkola.<br />
Ułożyliśmy życie na nowo, bez państwowych placówek.<br />
Największa zdmuchnęła pięć świeczek na torcie i zaczęła samodzielnie czytać.<br />
Więc Większa zapragnęła nauczyć się czytać tak jak siostra...<br />
A Wielka przeżywa dwutygodniowy skok rozwojowy - już nawet trudno mi wymienić rzeczy, które w tym czasie nauczyła się robić/ mówić/ układać.<br />
<br />
Tak wyglądają ostatnie trzy miesiące w spokojnej rodzinie patologicznej. W skrócie.<br />
Zaś jeśli chodzi o szczegóły...<br />
<br />
Oczywiście choróbsko przyplątało się do nas tuż-tuż przed okresem kwarantanny przedoperacyjnej i odpuściło dopiero po dwóch antybiotykach, dwóch kilo czosnku, dwóch tonach imbiru i dwóch basenach wody hipertonicznej. Zdążyliśmy się wyleczyć w ostatniej chwili, ale i tak, na wszelki wypadek, zabrałam do szpitala syrop przeciwkaszlowy i chyłkiem, zza pazuchy, popijałam go sobie z gwinta. Co prawda kaszel przeszedł mi tydzień wcześniej, ale bałam się, że po nocy <strike>nie</strike>przespanej na zimnej, szpitalnej podłodze przy łóżeczku Największej - wróci.<br />
<br />
Najtrudniejsze było niejedzenie.<br />
<br />
36 godzin bez posiłku to dla dziecka z 97 centyla nie lata tortura. Zaczęła dopominać się posiłku na godzinę przed operacją. Dwie godziny po niej, jeszcze w malignie, powtarzała tylko "Mamo, jestem głodna" i "Mamo, zapytaj panią pielęgniarkę, czy już mogę coś zjeść"... Do wieczora zapytała o to tak z 54 razy, średnio co 10 minut. Gdy więc NASTĘPNEGO DNIA RANO pozwolono jej, po badaniu lekarskim, na śniadanie, wyjadła z talerza wszystko, do ostatniego okruszka. A potem poprawiła bananem. I jeszcze drugim. Oraz biszkoptowym ciasteczkiem. Później zrobiła małą odjedzeniową przerwę, w trakcie której wróciłyśmy do domu, i zasiadła do drugiego śniadania. Na obiad wrąbała rosół i mielonego z frytkami.<br />
<br />
Gdy powiedziała siostrze, że nie jadła nic przez dwie noce i cały dzień, Większa aż się popłakała. Wielki Głód był zresztą dominującym wspomnieniem z operacji. Największa opowiadała o nim każdemu, kogo spotkała - dzieciakom na podwórku, rodzicom dzieciaków, pracownikom pobliskiej restauracji, listonoszowi i dostawcy pizzy, pani w spożywczaku i ludziom w autobusie. A przegadawszy tę traumę, oświadczyła hardo, że owszem, zgadza się na kolejne operacje, ale tylko pod warunkiem, że będzie mogła po nich jeść.<br />
<br />
Sam zabieg przeżyła fantastycznie. Jadąc na salę operacyjną śmiała się, że pędzi tak szybko, jakby łóżko było rakietą. Gdy leżała pod kroplówkami, spokojnie mówiła, że przez te rurki płynie jedzenie, bo motylek-wenflon jest głodny.<br />
<br />
Tydzień pooperacyjny był bardzo ciężki - dla mnie. Ileż to się naprosiłam, żeby nie skakała po kanapie, nie robiła fikołków, nie biegała po domu, że musi odpoczywać (bo krwotoki! krwotoki!). Daremne żale, próżny trud...<br />
<br />
Na szczęście Największa zaczęła czytać. Gdy więc poziom szaleństwa przekraczał dopuszczalne pooperacyjne normy, podsuwałam jej książkę.<br />
<br />
Z tym czytaniem to dziwna sprawa. Zaczęłyśmy naukę dwa lata temu. Szło nam... powoli (o czym napiszę w osobnym poście), aż do tego lata, kiedy to Największa nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki, zaczęła sama łączyć wszystkie poznane wcześniej sylaby w słowa, a słowa w zdania. I jakoś tak wyszło, sama nie wiem kiedy, że mi się dziecko nauczyło czytać.<br />
<br />
Tym bardziej więc się cieszę, że wypisaliśmy ją z przedszkola, bo, powiedzmy to szczerze, psuło nam to przedszkole mnóstwo rzeczy. Kij tam, że dziewczyny znosiły do domu rynsztokowe słownictwo i takież same zachowania. Placówka edukacyjne psuła nam edukację! Ale to też temat na osobny post. Który za chwilę.Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-9498270485036219572016-10-12T14:06:00.000-07:002016-10-12T14:06:07.351-07:00Historia windowaA potem poznałyśmy nowego sąsiada.<br />
<br />
Wielka, Większa i Największa, które przyjęły z zupełną obojętnością skośne oczka małego Kim Dzong Una oraz dziwny akcent carycy Aleksandry, nowym sąsiadem zafascynowały się aż po kokardę. Był on bowiem, jak to pięknie ujął Sienkiewicz w Potopie, czarny jak mateńka noc.<br />
<br />
I cóż, że odbyłyśmy wcześniej trzy miliardy pogadanek pedagogiczno-oświeceniowych na temat kolorów skóry, kształtów oczu i nosa, a nawet języka miast i wsi. Kiwały głowami, dopytywały, oglądały zdjęcia w googlach i obrazki w Kronikach. A jednak gdy widziały sąsiada, stawały jak wryte i wołały: "Mamo, patrz jaki Murzynek!".<br />
<br />
"Murzynek" miał notabene ponad dwa metry wzrostu.<br />
<br />
Póki całe to wytykanie palcami odbywało się z dystansu, nie było jeszcze tak źle. Zagarniałam dzieci, niczym kacza mama skrzydłem, w jakieś ustronne miejsce i po raz enty obgadywałyśmy to i owo.<br />
<br />
Aż raz napatoczyłyśmy się na sąsiada przy windzie. My miałyśmy wysiadać, on chciał wsiąść, ale Większa stanęła jak wryta w drzwiach i, korzystając z niebywałej okazji, niespiesznie zlustrowała sobie sąsiada od stóp do głów. Po czym zapytała:<br />
<br />
- Mamo, a dlaczego ten pan ma taki... - tu teatralnie zawiesiła głos, bym chwilę dłużej mogła się rumienić ze wstydu, po czym dokończyła - tatuaż na ręce?<br />
<br />
<br />Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-73128150398513942192016-10-09T13:22:00.000-07:002016-10-09T13:22:11.823-07:00Powrót JediTyle było dni do utraty sił, do utraty tchu tyle było chwil. Bo najpierw ta przeprowadzka...<br />
<br />
To było jakoś między jedną a druga falą wakacyjnych upałów. W poniedziałek, tak trochę przypadkiem, oglądaliśmy nowe mieszkanie, w środę znosiliśmy do niego nasz dobytek.<br />
<br />
I nadal nie wiem, jak to możliwe, że ośmiodniowy wyjazd na wakacje planowałam przez kilka tygodni, a niespodziewane przeniesienie całego domu zajęło mi 5 dni.<br />
<br />
1/3 dobytku przewiozłam, niczym kloszard, na wózku Wielkiej, 1/3 przepchaliśmy wózkiem do rozładunku towaru, pożyczonym z pobliskiego spożywczaka. Pozostałą 1/3 przytachaliśmy na własnych plecach.<br />
<br />
Daleko tachać nie musieliśmy - ot, wszystkiego będzie ze 200 stóp, ale i tak nasze stare kości trzeszczały i skrzypiały, gdyśmy transportowali kufry, szafy i skrzynie.<br />
<br />
W drugim dniu noszenia, gdy ubrania, porcelana, stół, łóżka i krzesła były już w nowym lokum, Największa dostała gorączki.<br />
<br />
Podeszłam do tego po angielsku, bo i cóż było robić. Gdy temperatura spadała do 38., Największa ożywała. Pakowałam wtedy kolejną porcję gratów na wózek i szłyśmy do nowego domu. Ja rozpakowywałam, ona bawiła się w już-prawie-urządzonym-pokoju-dziecięcym. Gdy gorączka wracała, kładłam Największą na moim łóżku, z paracetamolem w brzuchu i okładem na głowie, i rozpakowywałam manatki do końca, by na koniec, w pustym już wózku, zawieźć chorą do starego domu.<br />
<br />
Po czterech dniach przeprowadzka się skończyła, a gorączka minęła. Największa na nowo odkryła w sobie nieprzebrane pokłady energii, a ja odgrzebałam stary dobry przepis na kawę z colą.<br />
<br />
A potem...Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-50496837945170448742016-07-30T01:20:00.000-07:002016-07-30T02:14:41.746-07:00Wakacje z trójkąGdyby Napoleona nie pokonały rosyjskie mrozy, wykończyłoby go lato w mieście z trójką dzieci.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Mamo, postanowiłam, że w przyszłości zostanę słoniem.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Mamo, ja chcę takie duże lody, jak ty!<br />
- Jak będziesz taka, jak ja, to będziesz jeść takie lody, jak ja, a jak jesteś taka, jak jesteś, to jesz takie lody, jak jesz.<br />
- No dobra... A wiesz co? Tak sobie myślę... Uważam, że ty i tatuś jesteście już trochę starzy. Ja, wielka i większa jesteśmy jeszcze całkiem młode, ale wy to już niedługo umrzecie i pójdziecie do Nieba.<br />
- Tak?<br />
- Tak. Tatuś będzie żyć jeszcze 100 miesięcy, a ty to 90.<br />
<i>Carpe diem.</i><br />
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
W basenie.</div>
- Mamo, bo ona mnie chlapie wodą!<br />
- Mamo, a ona robi na mnie bleeee!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
W zatłoczonym metrze, na stacji, w zupełnej ciszy.<br />
- Mamoo? A wieesz? Jaa... kiedyś... daawno... zwymiotowałam w nocy na swoje łóżko!<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
- A jednak nie będę słoniem. Będę ratownikiem.<br />
- Medycznym, czy górskim?<br />
- Takim, co ratuje ludzi z wody.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
W restauracji, między pomidorową a gulaszem:<br />
- Mamo! Kupa! Nie wytrzymam! A nie... chyba wytrzymam. Pobiegam trochę, żeby kupa wiedziała, że ma się teraz nie zrobić.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Mamo, a gdzie mam łopatki?<br />
- O, dobrze, że pytasz. Są w szafie w przedpokoju. Musimy je dziś przełożyć do niebieskiego pojemnika z resztą zabawek do piachu...<br />
- Ale o takie łopatki w ciele mi chodziło! Ciągle zapominam, gdzie je mam...<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Postanowiłam, że jednak zostanę kosmonautą. Muszę już teraz zacząć się przygotowywać!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Większa, choć, polecimy rakietą!<br />
- A gdzie?<br />
- No w kosmos.<br />
- Może, może... mamo, jak nazywa się ta pierwsza planeta, na której jest najzimniej i najgoręcej?<br />
- Merkury.<br />
- A, no tak, Mer-kury. Największa, może wylądujemy na Mer-kurach?<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
A jednak zdecydowałam, że w przyszłości zostanę operatorem dźwigu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
- Babciu, czy wiesz, gdzie jest ten mamy czarny grzebień ze szpikulcem?<br />
- A po co ci on?<br />
- Bo chcę sobie grzebać włosy.<br />
<br />
<br />Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-74567549094405388582016-07-08T06:25:00.003-07:002016-07-08T06:25:55.931-07:00Jak się nie da, jak się da!Dawniej myślałam, że ooo, mogę wszystko (Palec pod budkę, kto kojarzy tę piosenkę!). Potem myślałam, że to bzdura, a teraz myślę, że a jednak.<br />
<br />
Mówią na mieście, że na wakacjach z trójką dzieci człowiek nie wypocznie, a w sumie to wypoczęłam. Tylko przez pierwsze dwa dni musiałam Największą faszerować węglem (wiemy, czemu się podaje węgiel, nie trza tych spraw objaśniać...), a od trzeciej nocy Wielką poić paracetamolem (dwójki szły!). Ale tak, to luz.<br />
<br />
Mówią, że, no dobra, niech już będzie ten urlop z dziećmi, ale z programem basen-plaża. A myśmy i dwie godziny po Jaskini Postojnej łazili, i czterogodzinną trasę na Jeziorach Plitwickich w 3 godz. 15 min. pokonali. Owszem, Większa darła się na początku każdej wyprawy, że nie ma siły iść, że ona chce na rączki i że nic jej się nie podoba, ale na Plitwicach zagłuszały ją wodospady, a w jaskini nasze wyrazy zachwytu wnętrzem. Nie znalazłszy publiczności, Większa szybko kończyła swój spektakl i dalej już szło z górki (albo pod górkę, jak to na Plitwicach).<br />
<br />
Mówią, że z trójką dzieci na basenie to człowiek nie popływa. A ja mówię - zależny, jakie dzieci i jaki basen. Największa trzeciego dnia pływała już fantastycznie. Wtedy Większa odważnie puściła się nas/ drabinek/ brzegu basenu i zaczęła zmagania z wodą i wypornością. Poszło szybko. Piątego dnia wrzucaliśmy starszaki do basenu, a sami niespiesznie szykowaliśmy do wody Wielką i siebie.<br />
<br />
Mówią, że z dziećmi w podróży samolotem jest ciężkawo. No dobra, było ciężko, gdy lot powrotny opóźnił się do plus nieskończoności i musieliśmy spędzić na lotnisku całą noc. Największa przed drugą zasnęła na krzesłach. Większa po drugiej obudziła się z histerią wszech czasów, że ona chce bluzeczkę z długim rękawem i swoje łóżeczko w gwiazdki. Wielka rozbudziła się nad ranem, gdy wsiadaliśmy do samolotu, więc dwie godziny musiałam jej cisiać i kołysać się na fotelu. Więc owszem, niespanie przez 24 godziny jest ciężkawe, ale cała reszta to bajka! A im więcej dzieci, tym, mam wrażenie, bajka barwniejsza!<br />
<br />
Odprawiano nas w pierwszej kolejności. W Polsce przepuszczono nas przez biznesową bramkę bezpieczeństwa. Obmacano nas niezmiernie uprzejmie, z doklejonym uśmiechem nr 5. Do autobusu odeskortowano nas windą. W autobusie ustąpiono miejsca. W samolocie pytano, czy schować/ wyjąć bagaż, czy podać/ pomóc/ wynieść walizkę. W drodze powrotnej pozwolono nie budzić Wielkiej składaniem wózka do prześwietlenia. Pani jedzie, pani jej nie wyciąga, pani da dziecku spać - zakrzyknęło szeptem pięciu celników. Potem znów pytano, czy nieść moją walizkę. A do kraju wpuszczono nas bez kolejki... być może z uwagi na fakt, że dwie trzecie dzieci już nam wtedy ryczało. (Miały prawo, dochodziła siódma rano. Dorośli też ryczeli ze zmęczenia, tylko bezgłośnie). Ale kij tam z powodem. Naród rozstępował się przed nami jak Morze Czerwone! A przy taśmach bagażowych podeszła do nas jedna z urlopowiczek z uprzejmą propozycją, że ona może zaraz, jak mąż przytacha walichy, wygrzebać syropek na uspokojenie, żeby się Większa już tak nie męczyła, bo to naprawdę serce pęka, gdy się patrzy.<br />
<br />
Sami widzicie, że było miło! Dlatego od drugiego dnia po powrocie zaczęliśmy snuć marzenia o kolejnych wycieczkach, takich bliskich, w Alpy, do Włoch, Hiszpanii... Tymczasem Większa chce jechać do Kambodży, a Największa twierdzi (bardzo uparcie), że na samym środku Afryki, wśród pustynnych piasków, jest najlepsza na świecie lodziarnia, z której koniecznie musimy zjeść lody. Dobrze, że Wielka jeszcze nie mówi!Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-61907845997853103642016-07-01T12:25:00.001-07:002016-07-01T12:25:23.513-07:00Jak spakować się na wyjazd z trójką dzieci?Jak najszybciej.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
<br />
<br />
Po pierwsze, nie ma sensu szykować listy rzeczy do zabrania - i tak nie ma się potem czasu jej czytać.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Po drugie, trzeba koniecznie znaleźć w wakacyjnej okolicy Lidla czy coś. Nasz był położony idealnie! 1,7 km od hotelu, a w połowie drogi lodziarnia i piwialnia! Zostawiałam tam 2/3 dzieci i męża, a sama z Wielką, lekką nóżką i tanecznym krokiem, sunęłam po pampki i banany.<br />
<br /></div>
<div>
Po trzecie - zabieramy tylko to pół domu, którego na pewno nie kupimy w Lidlu.</div>
<div>
<br />
Po czwarte - robimy ekspresowy kurs pakowania próżniowego. Zaprawdę, powiadam Wam, da się upchnąć 14 kg rzeczy w walizce "kabinówce". Robi się to podobnie, jak ciasto francuskie. Upycha walizkę na maxa, wieko dociska dzieckiem i zasuwa suwak. Następnie odsuwa walizkę, dopakowuje drugą warstwę, sadza na wieku dwoje dzieci i zasuwa suwak. Odsuwa, dopakowuje, sadza na wieku troje dzieci i zasuwa. Przy ostatniej warstwie dobrze jest poprosić o pomoc męża.<br />
<br />
A po piąte przez dziesiąte - nagrodą za wszystko będą miny pracowników lotniska.<br />
Wylot: <i>32 kg?!!! Dwie walizki?!!! Na pięć osób?!!!</i><br />
Powrót: <i>Hej, słuchajcie, oni mają tylko 30 kg na siebie i troje dzieci!!!</i><br />
<br /></div>
Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-60738957292178075382016-06-21T08:35:00.000-07:002016-06-21T08:35:47.594-07:00Klimatoterapia- Może zabraliby ją Państwo na trochę w góry? - zagadnęła pani doktor, wręczając nam skierowanie na wycięcie Największego migdałka. Lekarz każe, matka słucha. Zasiadłam do internetów, żeby wyszukać najlepsze, najciekawsze i najpiękniej położone gospodarstwo agrotur. Po dwóch dniach uszami mózg mi się wylewał.<br />
- Słuchaj - zagadnęłam męża. - musimy jakoś zawęzić zakres poszukiwań, bo tych ofert jest tysiące. Więc w które góry jedziemy? W Bieszczady czy Beskidy?<br />
- Myślałem o Alpach - odparł.<br />
<br />
Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Rzuciłam się w sieć agencji turystycznych. Ale Alp było tyle, co kot napłakał. Za to na jednej ze stron przydybał mnie wielki baner: "Wyspy Kanaryjskie 40% taniej!". Rach-ciach kliknęłam, rach-ciach znalazłam dwa urocze hoteliki tuż nad oceanem.<br />
<br />
- Zobacz! - podetknęłam mężowi pod nos zdjęcia, mapy i schematy.<br />
- Ale po co mamy jechać na Teneryfę, skoro kiedyś na niej pewnie zamieszkamy? Może zwiedźmy coś nowego?<br />
<br />
I tak właśnie trafiliśmy do Chorwacji. Można uznać, że był to wypad w góry... W końcu Alpy Dynarskie to nie w kaszę* dmuchał!<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
* Zwłaszcza że kasza skończyła się trzeciego dnia pobytu... Okoliczne sklepy dysponowały tylko kaszką firmy produkującej siarkowane, aromatyzowane przyprawy do zup. Oczywiście ją kupiłam. Oczywiście Wielka nie raczyła jej jeść.<br />
<br />Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5196456504997054950.post-29747272380244007792016-06-01T13:31:00.000-07:002016-06-01T13:31:08.566-07:00Wielka, większa i największaWielka od początku miała słuszną wagę. Większa od razu była słusznego wzrostu. Największa była najmniejsza, ale szybko urosła, zostawiając daleko za sobą ziemskie siatki centylowe.<br />
<br />
- Mamo, pohuśtaj mnie! - prosi Większa.<br />
- Jak wysoko?<br />
- Aż na Marsa!<br />
- A mnie na Jowisza! - woła Największa.<br />
<br />
Dawniej wystarczało im "aż na Księżyc", ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia,<br />
a ostateczną granicą jest Kosmos (który oczywiście chcą pozwiedzać).<br />
<br />
<br />Kosmicznahttp://www.blogger.com/profile/02251078578407272395noreply@blogger.com0